Najcenniejsza rada, jaką dostałam, będąc młodą mamą, która chce wrócić do pracy, brzmiała: „Kup sobie kubek termiczny, a nawet kilka – tylko wtedy nie będziesz narzekać na wiecznie zimną kawę”. 

Wiele kobiet, które wracają do prowadzenia własnej działalności po urlopie macierzyńskim lub jeszcze w czasie jego trwania, wpada w błędne koło. Z jednej strony chciałyby jak najlepiej dla swojego maluszka – być przy nim, zaopiekować się najlepiej jak tylko potrafią. A z drugiej mają wyrzuty sumienia, że pracując, nie poświęcają mu i całej rodzinie wystarczająco dużo uwagi. To z kolei prowadzi do wielu frustracji, bycia w ciągłym niedoczasie, czy zaniedbywania swoich potrzeb. 

Czy faktycznie łączenie macierzyństwa z prowadzeniem własnego biznesu jest takie trudne? A może to tylko kwestia organizacji? O tych i innych tematach rozmawiam dzisiaj z moją gościnią – Joanną Kokoszkiewicz. Gorąco zapraszam cię do wysłuchania tej rozmowy.


Nagranie podcastu

Kim jest „Mama w sam raz”?

Katarzyna Mrzygłód: Cześć, Asiu! Bardzo serdecznie witam cię w kolejnym odcinku mojego podcastu. To jest już siódmy odcinek, który jest odcinkiem wyjątkowym, bo będzie on początkiem serii rozmów z fantastycznymi kobietami. Kobietami, które są psycholożkami, trenerkami, coachycami i z którymi będę chciała rozmawiać o tym, jak łączyć macierzyństwo, kobiecość z prowadzeniem własnego biznesu. Będziemy poruszać przeróżne tematy, a z tobą chciałabym dzisiaj w tym premierowym odcinku porozmawiać o tym, jak konkretnie godzić to macierzyństwo, bycie mamą z prowadzeniem własnego biznesu, byciem na swoim.

Także witam cię serdecznie i na początku jak byś mogła opowiedzieć naszym słuchaczkom i słuchaczom, kim jesteś, czym się zajmujesz, to byłabym wdzięczna.

Joanna Kokoszkiewicz: Cześć, Kasiu! Witam cię również bardzo serdecznie, bardzo dziękuję za zaproszenie do tego podcastu. Nazywam się Joanna Kokoszkiewicz i w mediach społecznościowych, w internecie jestem znana jako „Mama w sam raz”. I to czym się zajmuję, to jest wspieranie mam – pomagam im w tym, żeby na co dzień potrafiły cieszyć się zarówno życiem, jak i macierzyństwem, bez wyrzutów sumienia, że nie są idealne. Stąd pomysł na ten projekt „Mama w sam raz”. Pomagam też mamom stawać się świadomymi mamami, poszerzać swoją świadomość, żeby dzięki temu mogły wychowywać szczęśliwe dzieci. Bo ja bardzo wierzę, że świadoma mama równa się szczęśliwe dziecko. 

Jestem też autorką książki „Mama w sam raz. Jak wrzucić na luz i być w końcu szczęśliwą mamą”. Na co dzień wspieram mamy w sesjach coachingowych, czyli takiej pracy jeden na jeden i w wyzwaniach zarówno życiowych, jak i wychowawczych. A prywatnie też jestem mamą – mój syn lada moment kończy 18 lat, więc będę już mamą dorosłego dziecka, a moja córka ma 13 lat, więc mam na pokładzie dwoje nastolatków.

Jak pogodzić macierzyństwo z prowadzeniem własnego biznesu?

KM: Super, Asiu, dzięki za przedstawienie się. Tę rozmowę chciałabym zacząć od takiego pytania: czy według ciebie macierzyństwo i prowadzenie własnego biznesu są w ogóle wykonalne. Bo często jest tak, że trochę balansujemy na granicy. Chcemy być tą idealną mamą, która tak się opiekuje maleństwem, czy w ogóle dziećmi (też starszymi), chcemy wszystko super ogarnąć, a z drugiej strony wiemy, że mamy firmę, którą też trzeba się zaopiekować. I czy to jest tak, według ciebie, że zawsze jest coś kosztem czegoś – jeden obszar kosztem drugiego, zaopiekowania się nimi – czy musimy między nimi wybierać, czy da się to jakoś pogodzić.

JK: Kasiu, myślę sobie o tym pierwszym pytaniu „czy to jest w ogóle wykonalne” – jak najbardziej jest to wykonalne, bo i ja, i ty prowadzimy nasze biznesy, będąc mamami, i wiele kobiet też to robi. Przechodząc do twoich dalszych pytań, jak to w ogóle pogodzić, czy to się da – przede wszystkim myślę, że to jest właściwie pytanie do każdej z mam. Zapewne będą nas słuchać mamy, które prowadzą biznes albo myślą o tym. Więc dla tych mam, które jeszcze się zastanawiają, to ważne jest, żeby każda z nich zadała sobie takie pytanie: „Czy ja tego naprawdę chcę”? Bo za chwilę będziemy wspierać te mamy, mówić o mamach, które ten biznes prowadzą, ale być może jest część osób, która myśli sobie „powinnam prowadzić ten biznes, no bo wszystkie mamy prowadzą, bo moja koleżanka ma dziecko i prowadzi biznes, a ja nie mogę być gorsza, przecież tak powinno być”. Tu mamy dużo tego słowa „powinnam”, więc zanim pójdziemy w tym kierunku, to bym się zatrzymała. 

Bardzo ważne jest, żeby każda mama zadała sobie pytanie i oddzieliła ten głos „powinnam” – mówię o takim głosie wewnętrznym „powinnam”, bo czasem jest tak, że ja rzeczywiście potrzebuję iść do pracy, żeby zarobić pieniądze i utrzymać rodzinę – i to jest troszkę inna sytuacja. Ale mówimy o takiej sytuacji, w której to nie jest koniecznością, a tylko mamy ten głos, który mówi „powinnam” czy „powinnaś”. Zatrzymałabym się tutaj, żeby każda mama ze sobą sprawdziła, na ile w głębi siebie, kiedy kontaktuje się sama ze sobą, nie słucha tych wszystkich głosów, tylko słucha swojego wewnętrznego głosu – żeby każda mama sprawdziła, czy rzeczywiście chce, czy rzeczywiście tego potrzebuje. 

Bo myślę sobie, że jest wiele mam, które nie pracują, są w domu z dziećmi i są bardzo szczęśliwe i im to w zupełności wystarcza. Więc to byłby taki pierwszy krok. Jeśli mama podejmuje decyzję o tym, że naprawdę chce pracować, to jak najbardziej łączenie tego biznesu z macierzyństwem jest możliwe. 

Jak pytasz, czy to przypadkiem nie jest tak, że to jest jedno kosztem drugiego, myślę sobie, że pewnie tak. Bardzo często się mówi, że to powinno być w takiej harmonii, w takim balansie, a często to w ogóle nie jest w tej harmonii i w tym balansie, jakie my sobie wyobrażamy. Czasem zaniedbam pracę, bo muszę zająć się dzieckiem, które na przykład jest chore, a czasem poświęcę mniej czasu dziecku, bo właśnie rozpoczynam jakiś bardzo ważny projekt i przeznaczę więcej czasu na ten projekt. Osobiście nie jestem wielką fanką takiego dążenia do idealnego balansu, bo to czasem, mam wrażenie, odbiera radość z tej pracy, ale też tutaj dochodzi taki głos krytyka, który mówi: „No zobacz, u ciebie to nie jest w takim idealnym balansie” – no czasem nie jest, po prostu.

KM: To, co mówisz, od razu przywołuje wspomnienia z moich potyczek w głowie z samą sobą. Bardzo często wchodzi takie porównywanie się do innych, bo widzimy, że ktoś też jest mamą, ale robi takie fajne rzeczy, a ja to co, a ja nie mogę, ja nie potrafię, czy jestem gorsza. I to może bardzo skutecznie mącić w głowie. Ale jak mówisz o tym balansie, że warto pogodzić się z tym, że nie da się być na 100% w każdym z tych obszarów – jesteśmy na tyle, ile możemy, nie porzucamy żadnego z tych obszarów, tylko chwilowo zajmujemy się bardziej tym, chwilowo tamtym. To mi się wydaje takie bardzo rozsądne.

Największe wyzwania w łączeniu pracy i macierzyństwa

KM: Asiu, a powiedz mi, bo pracujesz z mamami i wiem, że masz mnóstwo różnych przypadków i wyzwań, kobiety opowiadają ci o swoich problemach. Co, z twojego doświadczenia z pracy z mamami, jest największym wyzwaniem w łączeniu tych dwóch obszarów – pracy i macierzyństwa?

JK: Zdecydowanie bardzo często wspieram mamy też w tym obszarze i słyszę na co dzień, co tutaj jest wyzwaniem, zresztą sama też łącząc te dwa obszary, miałam wiele wyzwań – one też są mi bliskie. Myślę sobie, Kasiu, że chyba tym pierwszym, największym wyzwaniem jest to, o którym już trochę rozmawiamy tutaj, i mam wrażenie, że to jest ten głos perfekcjonisty, który się często uruchamia. Czyli takie dążenie do tego, że będę idealna właśnie w tych dwóch obszarach. To jest taka część w nas (ja ją sobie nazywam perfekcjonistą), czyli taki głos, który mówi, że musisz być idealna – w obszarze pracy musisz robić świetne projekty, cały świat musi o tym słyszeć. Oczywiście często perfekcjonista idzie w parze z porównywaniem się z innymi, bo przecież inne osoby też mają dzieci i sobie świetnie radzą. Więc myślę sobie, że to jest ten głos, który wrzuca nas w takie oczekiwania wobec samych siebie – mamy być idealne w pracy i musimy też być idealnymi mamami, czyli jako idealna mama powinnam ugotować codziennie świetny dwudaniowy obiad, pobawić się z dzieckiem, pójść na spacer, czy jeśli to większe dziecko – odrobić lekcje itd. Jest bardzo wiele oczekiwań i presji, to samo dotyczy pracy. To jest właśnie jedno z głównych wyzwań, które mają mamy.

Drugie wyzwanie to jest taki partner perfekcjonisty, kolejny nasz głos – głos krytyka wewnętrznego. To jest partner perfekcjonisty i bardzo się lubią. To taki głos, który często nam się uruchamia w wyniku tych oczekiwań. Czyli jest perfekcjonista, który mówi, że masz być idealna i świetnie robić różne rzeczy w pracy i w domu, a później uruchamia się ten głos krytyka i – jak pewnie wiesz i nasze słuchaczki też – ten głos nigdy nie jest zadowolony. Bez względu na to, co byśmy nie zrobiły, on zawsze znajdzie sposób, żeby nas skrytykować. To jest właśnie to wyzwanie – te myśli, hasła, które wybrzmiewają w głowie: „Jesteś złą matką, zaniedbujesz dzieci, realizujesz swoje pasje, a twoje dziecko jest teraz z opiekunką, jak możesz”. To jest ten głos, który krytykuje za wszystko, co robimy i jest dużym wyzwaniem, żeby robić swoje pomimo tego głosu, bo on zawsze będzie z nas niezadowolony.
Trzecie wyzwanie też jest połączone z wcześniejszymi – z perfekcjonistą i krytykiem. Często obserwuję, że mama, która chce być taką idealną mamą, pracownicą czy też businesswoman, wchodzi w taki sposób działania, że bierze wszystko na siebie. Uważa, że bardzo dużo obowiązków, które ma, powinna zrobić sama, że ona je zrobi najlepiej. Więc tutaj takim dużym wyzwaniem jest po prostu szukanie wsparcia – ze strony opiekunki czy męża, który będzie partycypował w obowiązkach domowych. I często te osoby, które przebywają dużo w towarzystwie perfekcjonisty i krytyka i ich słuchają, mają z tym problem. Warto się tego uczyć i delegować – te obowiązki, zadania, szukać wsparcia.

Sposoby na opanowanie emocji

KM: Słucham cię i widzę przed oczami przeróżne sytuacje, które gdzieś tam u mnie się też pojawiały i wiem, że u mnie łączyło się to z przeróżnymi emocjami. Od ekscytacji, że coś się udało, że spędziłyśmy fajnie dzień z córką, czy udało się wyjechać gdzieś na weekend i odpocząć, przewietrzyć głowę, po frustracje, emocje, które źle na nas wpływają. Jak ty to widzisz – jak sobie poradzić z huśtawką tych emocji, żeby nie dać się im całkowicie ponieść, tylko nad nimi zapanować.

JK: Kasiu, fajnie, że o tym mówisz, że się tym dzielisz, bo to jest codzienność każdej z nas. To jest o takim uznaniu tego, że te emocje mają prawo takie być. Na co dzień pracuję głównie z emocjami, z takim dobrostanem mam i to jest temat, który uwielbiam, taki mój konik – emocje. Od czego warto zacząć, co warto sobie uzmysłowić, to że emocje mają prawo być bardzo różne, że nasz dzień może być bardzo różny. Różne emocje możemy przeżywać – mogą być bardzo skrajne i to też jest okej, dlatego, że one są jak fala – przychodzą i odchodzą. Ważne jest, żeby to sobie uświadomić, pozwolić tym emocjom być, nie wypierać ich, tylko pozwolić im się pojawiać, bo każda z nich ma dla nas różne ważne funkcje – nawet te trudne emocje, takie jak złość. 

Jeśli chodzi o to, jak sobie z tym radzić – jestem wielką zwolenniczką uważności i zaczynam dzień od praktyki uważności na siebie, od kilku głębszych wdechów, wydechów, takiego czasu dla siebie. Uważam, że to jest bardzo fajne i potrzebne, żeby każda mama miała taki kontakt ze sobą i taką chwilę w ciągu dnia, żeby na tej uważności na siebie się skupić. Nie pędzić tak ciągle w tym kołowrotku, tylko naprawdę poświęcić sobie chwilę rano, kilka chwil w ciągu dnia, chwilę też wieczorem na taki kontakt ze sobą, na zadanie sobie pytania „co się we mnie teraz dzieje”, na to, żeby pozwolić tym emocjom być. Wydaje mi się, że w momencie, kiedy budujemy taki kontakt ze sobą, to wtedy tworzy się kontakt z naszą zasobną częścią (ja tak to nazywam często) – taką częścią nas, która wypełnia się uważnością na siebie, uważnością na dziecko, uważnością na to, co się ze mną w tym momencie dzieje. Budujemy też sobie zasobność na to, żeby te wszystkie emocje przez nas przepływały, żebyśmy były w stanie się kontenerować, jak to się mówi w języku wychowawczym. 

Warto mieć świadomość, że te emocje nas nie zaleją – one wcześniej czy później po prostu przepłyną. Ale to się wydarzy tylko w momencie, kiedy pozwolimy im przepłynąć, kiedy nie będziemy blokować tego dostępu i przepływu, one dużo wcześniej się wysycą, dużo łatwiej, niż gdybyśmy trzymały na siłę gardę i wizerunek, że jesteśmy mamami, których to nie dotyczy, że zawsze jesteśmy uśmiechnięte itd. Dlatego bardzo zachęcam do takiej uważności na siebie, do dania sobie czasu. 

Czy wybuch złości jest zły?

KM: Mam teraz przed oczami taką sytuację, że faktycznie czasem nie jesteśmy w stanie zapanować nad tą złością – jest fala, ona płynie, ona ma punkt szczytowy i jak, twoim zdaniem, warto sobie z tym poradzić. Czy są w ogóle jakieś sposoby, że kiedy mamy mnóstwo frustracji – obiad nieugotowany, mąż chodzi zły, bo jest głodny, dziecko płacze, może z głodu, może coś go boli, nasza zimna kawa stoi już od rana, bo nie miałyśmy czasu jej wypić i jest cała lawina emocji, które w końcu wybuchają. Jak sobie z takim wybuchem poradzić, co z tą złością w ogóle można zrobić?

JK: Przede wszystkim znowu uznać, że mam prawo tę emocję czuć – to jest okej. Często jest tak, że my nie lubimy złości, bo złość ma ogromny ładunek energetyczny i bardzo trudno ją powstrzymać i to, co robimy w wyniku tej emocji, nasze zachowania często doprowadzają do tego, że mamy później poczucie winy, że wybuchnęłyśmy, zrobiłyśmy, powiedziałyśmy coś, czego żałujemy. Przede wszystkim warto uznać, że to jest okej, że czuję złość – to emocja jak każda inna, ona jest trudna, natomiast to jest w porządku, że ją czuję – to jest pierwszy krok. Pamiętajmy, że złość jest nam potrzebna, bo zostaliśmy w nią wyposażeni z jakiegoś powodu. Lubię o niej tak myśleć, że jest mi jakoś potrzebna, jest ważna. Pamiętajmy też, że kiedy czujemy złość, to jest dla nas informacja, że np. ktoś przekracza nasze granice albo że nasze potrzeby są niezaspokojone, albo kiedy ktoś robi krzywdę naszemu dziecku to tam się m.in. pojawia złość po to, żebyśmy były w stanie zareagować i ochronić nasze dziecko. Więc jak tak popatrzymy na tę złość, to ona wydaje się bardzo potrzebną emocją. 

Natomiast kłopot zaczyna się wtedy, kiedy ona się trochę wymyka spod kontroli – robimy pewne rzeczy, z którymi jest nam później po prostu źle. I kiedy pytasz Kasiu, co można by z nią zrobić, to jako kolejny krok po tym uznaniu, bardzo ważne jest, żeby zastosować profilaktykę, chociażby w postaci uważności na siebie, zadania sobie pytania, co się we mnie teraz dzieje, czego teraz potrzebuję, czyli ciągle dbać o swój dobrostan, ciągle napełniać ten dzban potrzeb. W mojej książce opisuję taką obrazową metaforę, żeby napełniać ten swój dzban potrzeb, po to, żeby móc zaspokajać potrzeby dzieci, ale też m.in. właśnie po to, żeby budować w sobie tę zasobną część, która będzie potrafiła tę złość poczuć i nie reagować za jej sprawą, nie da się jej ponieść. Ale to będzie możliwe wtedy, kiedy my naprawdę na co dzień będziemy dbać o tę swoją zasobną część. 

Główną funkcją złości jest uwolnienie ciała od napięcia. Więc jeśli żyjemy w ciągłym napięciu, to jest zupełnie naturalne, że ciało poprzez te wybuchy złości będzie uwalniało to napięcie. Dlatego zadbajmy o to, żeby tego napięcia w naszym życiu było jak najmniej (także tego fizycznego) – czyli zadbajmy o sen. I wiem, że jak to mówię, to wiele mam myśli sobie „jak ja mam zadbać o sen, jak mi się dziecko 10 razy w nocy budzi”. Wiem, że to jest trudne, natomiast warto zrobić wszystko, żeby o swój dobrostan, także fizyczny, zadbać. 

Pamiętajmy też, że o złości mówi się jako o emocji tzw. drugiego rzędu – pod tą złością są inne emocje, którym nie dałyśmy uwagi. Jak będziemy w tym kołowrotku, to często tym innym emocjom nie dajemy uwagi, a pod złością są np. poczucie winy, żal, lęk. Jeśli te emocje nie są zaopiekowane, to budują w nas napięcie i ono w postaci złości jest z naszego ciała uwalniane. Dlatego jestem bardzo mocno za profilaktyką.

KM: Czyli warto też zwrócić uwagę na taką fizyczną część naszego życia, jak sen, ale też na to, żeby wyjść na 15 minut przewietrzyć głowę na spacer albo stanąć przy oknie z kubkiem herbaty i pooddychać sobie głęboko. Z zewsząd słyszę o takich różnych praktykach i też je stosuję, wiem, że moje koleżanki, znajome również, i widzę bardzo dużą zmianę u siebie po tym, jak dbam po prostu o swoje ciało.

JK: Tak, dokładnie tak. Cieszę się, kiedy słyszę, że to stosujesz i twoje znajome również. Pamiętam, jak byłam młodą mamą i urodził się mój syn. To było 18 lat temu – o uważności mało kto wtedy mówił, nie było Instagrama, całkiem inaczej to wyglądało. I znajoma mi wtedy powiedziała: „słuchaj, jak twoje dziecko śpi w ciągu dnia, to ty też śpij”. Wtedy jej powiedziałam „no jasne, jasne”, taka byłam zła – no kto upierze, ugotuje itd. I dużo mam nadal tak sobie właśnie myśli i wydaje się, że to jest taka błahostka, a to jest naprawdę bardzo ważna rzecz. 

Co jeszcze – jest wiele różnych technik pracy nad sobą, w których możemy zauważyć tę złość, jak my ją czujemy, gdzie my ją czujemy, zanim ten wybuch nastąpi, więc w taki sposób też można pracować – to wymaga trochę głębszej pracy, ale jak najbardziej jest możliwe. Wtedy ten wybuch też można powstrzymać – jest dużo, dużo łatwiej. Więc ta praca może być taka, którą samemu można wykonać albo czasem jest potrzebne wsparcie osoby z zewnątrz, która pomoże sprawdzić, co tam jeszcze jest głębiej pod tą złością i jak nauczyć się ją rozpoznawać, żeby zapobiegać tym wybuchom. 

Jeszcze jedną rzecz chcę dodać – nawet jeśli ten wybuch nastąpi, to nie róbmy sobie tego, co większość z nas wtedy robi, czyli rzucania siebie w poczucie winy. Bo my bardzo często to robimy: „no jak ja mogłam, nie powinnam”. Rzucając siebie w poczucie winy, znowu formujemy sobie ładunek do następnego wybuchu złości – nie pomagamy sobie w ten sposób, więc warto naprawdę wesprzeć siebie i powiedzieć „słuchaj, jesteś najlepszą mamą na ten moment, jaką potrafisz być, robisz, co możesz, starasz się najlepiej jak potrafisz, robisz to, co dasz radę zrobić na ten moment, to co jest dla ciebie dostępne, możliwe na teraz”. Oczywiście można się przyjrzeć temu, co zrobić, żeby następnym razem nie wybuchnąć i z tego miejsca zacząć się przyglądać temu, popracować nad tym, a nie z miejsca takiego samobiczowania, rzucania siebie w to poczucie winy. Nie biczujmy się za to, że wybuchnęłyśmy złością, bo to jest naprawdę często trudne, żeby ją powstrzymać, więc bądźmy dla siebie dobre i życzliwe.

W jaki sposób prosić o pomoc innych?

KM: Powiedziałaś właśnie o tym, żeby nie biczować się za te wybuchy złości czy trudne emocje, które w nas są. Często obserwuję, że traktujemy się trochę jak takie męczennice – że jesteśmy uwiązane, bo MUSIMY ugotować obiad, przygotować posiłki, zadbać o dzieci, dom, coś posprzątać, a jednocześnie ta praca i jak to wszystko pogodzić. Chciałam też cię dopytać o to, w jaki sposób warto prosić o pomoc, kogo prosić o tę pomoc, bo wcześniej powiedziałaś, że delegowanie różnych rzeczy jest szalenie ważne i ja się z tym absolutnie zgadzam – zarówno pod kątem ogarniania życia prywatnego, (czyli delegowania tutaj sprzątania czy opieki nad dzieckiem itd.), jak i w kontekście biznesowym. Też długo się borykałam z tym, żeby oddelegować pewne sprawy, no bo ja to potrafię zrobić najlepiej, kto zrobi to lepiej niż ja, ja wiem, jak to zrobić. I dopiero jakiś czas temu poprosiłam o pomoc Sylwię, która jest moją prawą ręką, pomaga mi w różnych tematach, ogarnia je. Uczę się tego delegowania w biznesie, ale też w życiu prywatnym. Tylko jak właśnie prosić o tę pomoc, bo często nie jest tak różowo, często nie mamy super relacji z mężem albo nie mamy obok siebie dziadków, którzy mogą pomóc. To jak sobie w takiej sytuacji radzić?

JK: Mówisz, że to było trudne poprosić o pomoc – ja też przez wiele lat byłam zosią samosią i byłam z tego dumna. To jest taki zaułek, w który bardzo łatwo trafić, szczególnie w naszym polskim społeczeństwie, w którym ten mit matki Polki nadal jest obecny i niesiemy go przez pokolenia. Jako taki pierwszy krok pomocne może być uświadomienie sobie, co jest dla mnie w ogóle ważne w moim życiu, w wychowywaniu dziecka, w mojej rodzinie. I może odpowiedź na to pytanie będzie brzmiała, że ważne są mój spokój, moje relacje z dzieckiem, ja w takim dobrostanie, żeby mogła z dzieckiem fajnie przebywać, być obecna, być uważna na to, czego ono potrzebuje. I tutaj mamy tę część rodzicielstwa bliskości, w którego nurcie pracuję (jeśli chodzi o tematy wychowawcze), bo w rodzicielstwie bliskości chodzi o to, żeby rodzic był uważny na potrzeby dziecka, obecny. I warto zadać sobie w związku z tym pytanie, co jest dla mnie ważniejsze – czy to, że sama wszystko zrobię i jakim to będzie dla mnie kosztem, czy to, że dla mnie ważny jest mój czas z dzieckiem, jakość czasu z dzieckiem i to, w jaki sposób będę mu towarzyszyć, w jakim będę stanie emocjonalnym. Jeśli uznamy, że to jest ważne, a nawet ważniejsze niż to, że ja wszystko zrobię sama i to będzie zrobione idealnie i po mojej myśli, to wtedy już jest trochę łatwiej. Ale ważna jest praca na poziomie przekonań, sprawdzenia tego, bo jeśli tego nie określimy, to często jesteśmy w automatyzmach, w jakichś schematach, które powtarzamy bezrefleksyjnie. 

A to uświadomienie sobie jest często pierwszym krokiem i z tym się wiąże nauka, czasem długoterminowa, nauka odpuszczania, nauka zgody na to, że może nie będzie idealnie, może nie będzie po mojej myśli, może nie będzie tak cudownie wszystko zrobione, jak ja bym to zrobiła. Znowu powracamy do pytania – no dobra, ale co jest dla mnie ważne, co jest dla mnie ważniejsze, na czym mi bardziej zależy. To jest taka refleksja, zadawanie sobie pytań, szczególnie w tych momentach uważności na siebie – to jest pierwsza rzecz. 

Druga rzecz, jak mówisz o delegowaniu zadań – jeśli mamy komu delegować te zadania – jest np. mąż, partner – to warto przede wszystkim otworzyć się na to. Kiedy już uda nam się przejść ten pierwszy krok i uznać, że dobra, może nie wszystko musimy zrobić same, warto jest po prostu poprosić męża o pomoc. Tylko tutaj uczulam na pewien schemat, który często obserwuję u mam, że rozmowa z partnerem często przebiega w taki sposób, że wyrzucamy partnerowi, dlaczego tego nie robi, powinien się domyślić, że przecież jest ciężko. „Dlaczego ty się nie domyślasz, no przecież widzisz, że jestem zmęczona, no przecież powinieneś mi pomóc” – trochę idziemy wtedy na taką walkę i konflikt gotowy. W tej relacji z partnerem on wcale nie musi wiedzieć, czego my potrzebujemy, ani znać i spełniać nasze oczekiwania. To samo jest przecież w drugą stronę – też tego nie wiemy. 

Bardzo lubię posługiwać się modelem Marshalla Rosenberga, czyli porozumienia bez przemocy (NVC), gdzie jest dużo mowy właśnie o swoich emocjach, o swoich potrzebach. Zachęcam do takiego otwarcia się i porozmawiania z partnerem, nie na zasadzie walki, tego „czego ty się nie domyślasz”, bo to po drugiej stronie często rodzi opór i chęć walki i bardzo trudno się porozumieć. Zachęcałabym do otwartości, nazwania swoich emocji, swoich potrzeb, do poproszenia o tę pomoc, do takiego podzielenia się, sprawdzenia, gdzie mogę partnerowi oddać część tego, czym do tej pory się zajmowałam – po prostu odważyć się i to zrobić w taki bardzo pokojowy sposób.

Jak mówić o swoich emocjach?

KM: Przechodziłam ten kurs NVC, byliśmy tam razem z mężem i bardzo, bardzo dużo nam to dało i do tej pory staram się to stosować, co nie jest proste, bo taki sposób komunikacji z kimkolwiek jest trochę nienaturalny. Właśnie, żeby powiedzieć „słuchaj, czuję teraz złość, bo mam potrzebę wyjścia, umówiłam się z kimś, a mamy awaryjną sytuację i chciałabym cię prosić, żebyś zajął się tym i tym”. I to jest takie nienaturalne – dla mnie przynajmniej na początku było – mówienie w ogóle o tym, co czuję i uświadomienie sobie co czuję, co jest we mnie, jaką mam emocję, ale też jaką mam potrzebę względem tej emocji. Jak najbardziej jestem za tym, żeby starać się komunikować w taki sposób, z tej techniki NVC, ale też testować i próbować cały czas, bo mój mąż akurat był ze mną na tym kursie, ale nie wszyscy mężowie idą z żonami na kursy, jak się komunikować ze sobą. I to może być szokiem dla drugiej strony, jak ktoś zacznie nagle mówić o swoich emocjach.

JK: Jasne, tak, to jest nauka, bo nas nikt tego nie uczył, gdy byliśmy młodzi – my, nasi partnerzy – więc dla mnie to też jest trudne i nadal czasem łapię się na tym, że uciekam w stare schematy i automatyzmy, i stary sposób mówienia i to też jest okej. Nie oczekujmy od siebie tego perfekcjonizmu, czujmy się również tutaj w sam raz i wystarczająco dobre. 

Przez wiele lat prowadziłam takie kursy, warsztaty dla rodziców „Jak mówić, żeby dzieci słuchały, jak słuchać, żeby dzieci mówiły”. I jeden z modułów poświęcony jest temu, jak pomóc dzieciom z ich emocjami, jak pomóc dzieciom nazywać te emocje. I pierwszą podstawową rzeczą, która jest bardzo ważna, żeby dzieci umiały to robić, jest rodzic, który potrafi to robić. Jak się tego uczymy jako dorosłe osoby, to robimy cudowną rzecz dla naszych dzieci, bo będziemy potrafiły nazywać swoje emocje, swoje potrzeby. Ten język zaczyna jakoś naturalnie wchodzić w nasz język domowy, w pewnym momencie zaczynamy tak mówić do dzieci i nasze dzieci się tego uczą – nazywać swoje emocje. To jest umiejętność, która przyda się nam nie tylko w relacji z partnerem, ale też robimy w ten sposób bardzo dużo dobrego dla naszych dzieci. Bardzo do tego zachęcam. Wiem, że to jest trudne, ale wierzę, że to jest droga do takiego porozumienia bez przemocy, no i też do tego, żeby naprawdę ze sobą otwarcie rozmawiać. To jest trudne, bo pokazujemy wtedy naszą wrażliwość, odsłaniamy ten nasz środek – każdy się tego boi, boi się zranienia, to jest zupełnie naturalne, ale warto próbować, na tyle na ile czujemy, że to jest spójne z nami.

Jak w biznesie wykorzystywać siłę płynącą z macierzyństwa?

KM: To jest taka definicja bycia mamą w sam raz – żeby być uważną na siebie, uczyć się, cały czas próbować, odkrywać nowe rzeczy, nowe sposoby jak sobie radzić z emocjami czy sytuacjami. Zastanawiam się, jak to bycie mamą w sam raz może się przełożyć konkretnie na prowadzenie własnego biznesu. Jak jest ta mama w sam raz, która jest na siebie uważna, nie dąży do tej perfekcyjności, to jak, twoim zdaniem, może się to odbić, tak pozytywnie, właśnie na biznesie.

JK: Takie łagodne podejście do siebie – nie muszę być perfekcyjna, już jestem w porządku, jestem w sam raz, nie muszę siebie naprawiać, a także widzenie tych części, o których rozmawiałyśmy, czyli tego krytyka wewnętrznego, perfekcjonisty, przyjęcie ich, uznanie. Wydaje mi się, że to są takie cechy, które w ogóle pomagają w życiu i zapewne też można je przełożyć na swoje podejście do prowadzenia biznesu. 

Jak pracuję z mamami, publikuję posty, piszę newsletter albo prowadzę kursy online, to mi osobiście to bardzo pomaga, bo jak z czymkolwiek wychodzę na zewnątrz, to myślę „no dobra, podzielę się tym, co jest we mnie żywe, co jest we mnie prawdziwe, to nie musi być perfekcyjne, idealne” – dzielę się tym, co czuję, że może być jakoś ważne, potrzebne. Często jak piszę newsletter, to mam feedback od osób, które to czytają, że to było ważne i potrzebne. Niewymaganie od siebie perfekcjonizmu w tym biznesie – że jak już coś napiszę, opublikuję, jakiś projekt przygotuję, to on ma być świetny, mają być same ochy, achy i fajerwerki, i zachwyt wszystkich dookoła. Myślę o takim łagodnym podejściu do siebie, wspieraniu w sobie tego życzliwego, doceniającego głosu również w biznesie – to co robię na ten moment, jest wystarczająco dobre, jest najlepsze, jakie może być na teraz, mogę się tym dzielić, jeśli komuś się to nie spodoba, to jest okej – nie każdy musi rezonować z tymi treściami, nie każdemu one muszą się podobać. Natomiast czując wartość tego, co robię, mogę po prostu się tym dzielić, nie oczekiwać, że to będzie idealne i nie bać się głosu swojego wewnętrznego krytyka. Często nam się wydaje, że się boimy krytyki innych osób, a tak naprawdę często boimy się tego własnego wewnętrznego krytyka.

Autentyczność kluczem do sukcesu!

KM: Dzięki, że podzieliłaś się swoimi doświadczeniami z prowadzenia działalności, bo faktycznie jest tak, że w każdym poście czy newsletterze, czy jakiejś treści, którą przekazujemy dalej, da się wyczuć tę autentyczność, da się wyczuć, czy my to robimy w zgodzie ze sobą, czy my to robimy pod publikę, dla zasięgów, czy to jest zgodne z nami itd. I to jest też taka wskazówka ode mnie, żeby nie bać się tej autentyczności. Ona często nie przynosi od razu super wyników, nie widzimy, że mamy większe zasięgi, większą sprzedaż, ale to się dzieje z czasem, to jest takie napędzanie tej autentyczności, takiej prawdziwej, i ludzie po jakimś czasie naprawdę przekonają się, że jesteśmy w tym autentyczne, lubimy to, co robimy, chcemy się tym dzielić i to sprawia nam radość, która się udziela.

JK: Bardzo mi się podoba to słowo autentyczność, bo ono fajnie zbiera to, o czym rozmawiamy. Jak mówimy o tej rozmowie z partnerem, to też jest nasza autentyczność. Jak mówimy o zajmowaniu się dzieckiem i o tym, że takie bycie w sam raz i zdystansowanie się wobec tego perfekcjonisty czy krytyka, to też jest pozwolenie sobie na tę autentyczność. Bardzo mi to słowo pasuje – cieszę się, że go użyłaś.

3 porady dla mam rozwijających własny biznes

KM: Asiu, to na koniec mam do ciebie takie jedno pytanie – gdybyś miała przekazać naszym słuchaczkom trzy praktyczne porady, których byś udzieliła właśnie mamom rozwijającym własny biznes, to co by to było?

JK: Ta autentyczność tak mi teraz przychodzi na myśl i takie pozwolenie na tę autentyczność, pozwolenie na to, co jest, pozwolenie na to, co się teraz wydarza. Wydaje mi się, że to ma bardzo szeroki zasięg. Jak mówiłyśmy o tej próbie bycia perfekcyjną w tych dwóch obszarach, to właśnie w kontrze do tego jest autentyczność tego doświadczenia i jakby pozwalanie na to, co jest tu i teraz, co jest prawdą na ten moment i zaakceptowanie tego, zaakceptowanie autentyczności sytuacji, która się teraz wydarza, czyli też tego, że być może inna mama robi świetne projekty, ale to jest jej sytuacja. Nie znamy jej drogi, nie wiemy, jak u niej wygląda ta sytuacja, ile ona może czasu poświęcić na pracę, czy ma wsparcie, czy nie ma itd. Jestem bardzo za zaakceptowaniem tego, z czym ja, jako mama, jestem, co się wydarza w moim życiu teraz, ile naprawdę mogę poświęcić czasu na pracę. Zaakceptowanie tego, uznanie tego i dopasowanie mojej działalności do tego, co jest dla mnie realne. Być może któraś mama może poświęcić na pracę osiem godzin dziennie, a może któraś może poświęcić tylko cztery, a inna tylko dwie, a może któraś w ogóle jednego dnia nie chce pracować i zająć się tylko dzieckiem, a pracować w jakieś inne dni. Od tego bym zaczęła, żeby zobaczyć, co jest dla mnie możliwe na tu i teraz w obrębie tego, gdzie jestem, jaka jest moja sytuacja życiowa, zawodowa i zaakceptowanie tego i dopasowanie do swoich potrzeb. Zaakceptowanie to jest tutaj to słowo klucz. 

Na pewno bym też poradziła tym mamom, które już zdecydują się iść za tym głosem i za pragnieniem prowadzenia swojego własnego biznesu, żeby nie poddawały się po drodze. Czyli taka moja rada wytrwałości, determinacji, bo to jest coś, co też często jest wyzwaniem dla mam i one często się wycofują z jakiejś dalszej działalności. Oczywiście czasem jest to zasadne, ale czasem wydaje mi się, że można się temu przyjrzeć – na ile ja rzeczywiście chcę się wycofać, bo coś innego jest ważniejsze, a na ile to są takie wyzwania, z którymi ja jakoś mogę sobie poradzić albo poprosić kogoś o wsparcie, różnego rodzaju wyzwania – czy emocjonalne, czy organizacyjne. Więc zachęcałabym do determinacji, wytrwałości, niepoddawania się. 

Myślę też o takim trzecim aspekcie, czyli o szukaniu wsparcia, żebyśmy naprawdę nie były takimi zosiami samosiami, jak ja byłam na przykład i wiele mam też jest. Żebyśmy szukały dla siebie wsparcia w postaci partnera, opiekunki czy innych osób, które jakoś nam mogą pomóc, też biznesowo. Ja też w swojej pracy w takich najtrudniejszych momentach, kiedy było najwięcej pracy, miałam zespół, który mnie wspierał i to było bardzo pomocne, bo mogłam zająć się tym, co było dla mnie ważne. 

To byłyby takie najbardziej istotne porady.

KM: Super, bardzo ci dziękuję Asiu za tę całą naszą rozmowę. Mam nadzieję, że wszystkie mamy wyciągnęły z niej coś dla siebie. Chętnie usłyszymy jakieś wasze komentarze – możecie nam pisać wiadomości, jak wam się ta rozmowa podobała, a jeżeli się spodobała, to puśćcie ją dalej w świat – koleżance, innej mamie, może siostrze. Także bardzo serdecznie polecamy. A na koniec Asiu, jeszcze tylko powiedz, gdzie można cię znaleźć w sieci i gdzie można zdobyć informacje o tym, jak być mamą w sam raz.

JK: Można mnie znaleźć na Facebooku pod nazwą „Mama w sam raz – Joanna Kokoszkiewicz”, na Instagramie pod nazwą „mama_w_sam_raz_j.kokoszkiewicz”, mam też swoją stronę www.joannakokoszkiewicz.pl i to są takie trzy miejsca, w których najczęściej działam. Zachęcam też wszystkie mamy, dla których temat złości jest takim wyzwaniem, i które chciałyby się czegoś więcej dowiedzieć, nauczyć technik panowania nad złością – do pobrania bezpłatnego wideoporadnika „Opanuj złość na swoje dziecko w 5 krokach”.

KM: Będzie tutaj w notatkach na pewno link do niego, ale też u ciebie na stronie internetowej www.joannakokoszkiewicz.pl można będzie pobrać. 

JK: Tak, można pobrać ten wideoporadnik i będziemy w ten sposób w kontakcie, bo traficie do mojej bazy newsletterowej, a ja regularnie raz w tygodniu, raz na dwa tygodnie piszę takie dłuższe treści, dzielę się różnymi narzędziami, innymi rzeczami, które jakoś wspierają mnie w moim macierzyństwie, które wspierają moje klientki. Zachęcam więc – będziemy w kontakcie, mamy będą mogły dowiadywać się, jak siebie wspierać na co dzień, jak być tą mamą w sam raz.

KM: Asiu, jeszcze raz bardzo, bardzo ci dziękuję za tę rozmowę, zapraszam wszystkich na stronę Asi i na jej profil do grupy, bo naprawdę robi tam super rzeczy – wiem, bo obserwuję Asię już od kilku lat. A ja tymczasem żegnam się z wami i do usłyszenia w następnym odcinku. Cześć!

JK: Dziękuję, cześć!

Podsumowanie

Jak widać, łączenie macierzyństwa z prowadzeniem własnego biznesu to nie bułka z masłem. Najważniejsze jest jednak zadbanie o siebie – swoje potrzeby, czy emocje. Wtedy cała reszta się ułoży!

A jakie są Twoje sposoby na łączenie tych dwóch obszarów? Koniecznie podziel się w komentarzu poniżej.

A jeśli podobał Ci się ten odcinek to koniecznie udostępnij go na swoim profilu na Instagramie lub Facebooku! Będzie mi szalenie miło, dzięki temu moje treści będą docierać do tych, którzy faktycznie tego potrzebują 🙂

W odcinku wspominamy o:

1. Książce “Mama w sam raz” autorstwa Joanny Kokoszkiewicz
2. Książce “Porozumienie bez przemocy” (NVC) autorstwa Marshalla B. Rosenberga

Miejsca, gdzie możesz znaleźć Joannę:

– na Facebooku pod nazwą „Mama w sam raz – Joanna Kokoszkiewicz”,
– na Instagramie pod nazwą „mama_w_sam_raz_j.kokoszkiewicz”,
– na stronie www: joannakokoszkiewicz.pl (gdzie jest możliwość pobrania bezpłatnego wideoporadnika „Opanuj złość na swoje dziecko w 5 krokach”).

Do usłyszenia! 🙂

PS. Jeśli chcesz sprawdzić, jak silna jest Twoja marka, koniecznie wypełnij mój darmowy quiz “Sprawdź jak silna jest Twoja marka”. Dzięki niemu nie tylko sprawdzisz kondycję swojej marki, ale też dostaniesz ode mnie wskazówki, które pomogą Ci wzmocnić siłę Twojej marki i tym samym zaistnieć w świadomości klientów na długo!